#51 Recenzja - Teraz albo nigdy




Wieczność oznacza tak wiele różnych rzeczy. Nieustannie się zmienia, i o to chodzi.
Czasem trwa dwadzieścia minut, czasem sto lat, a innym razem po prostu tę jedną chwilę,
która mogłaby się ciągnąć w nieskończoność. W wieczności ważne jest tylko to, że trwa.

Już dwa razy miałam do czynienia z twórczością Sarah Dessen i obie jej powieści bardzo mi się podobały. Autorka porusza ważne tematy, ale w jej książkach przede wszystkim urzeka mnie realizm postaci, które kreuje i ich historii. Nic wiec dziwnego, że nie mogłam oprzeć się pokusie sięgnięcia również i po Teraz albo nigdy.

Macy musi być idealna. Idealna córka, idealna uczennica, idealna dziewczyna. W ten sposób nie będzie kłopotem dla matki, która po śmierci męża i tak ledwo się trzyma. Dzięki temu będzie pasowała do Jasona, jej chłopaka, zakochanego w sobie nerda.
Jej życie musi być zaplanowane – tylko odpowiedzialne decyzje i rozsądne wybory. Wakacje? Praca i nauka do egzaminów. I – rzecz jasna – tęsknota za Jasonem, który wyjechał na obóz naukowy.
Macy w swoich planach nie uwzględniła tylko jednego – że życie potrafi zaskakiwać.
Na czas wakacji znajduje pracę w firmie cateringowej. Choć panuje tam chaos – coś, czego dotychczas unikała jak ognia – nowe towarzystwo bardzo dobrze na nią wpływa. Cała załoga, a zwłaszcza przystojny Wes, sprawia, że poukładany świat Macy rozpada się na kawałki, co ku jej zaskoczeniu coraz bardziej jej się podoba.
(Źródło: Wydawnictwo HarperCollins)

Powieści Sarah Dessen wciągają mnie od pierwszych stron i nie pozwalają odłożyć się na półkę. Nie dlatego, że fabuła pędzi na łeb na szyję, a zewsząd czytelnik otrzymuje spektakularne zwroty akcji. Książki tej autorki są tak zwyczajne, że wręcz fascynujące. Dessen tworzy historię, w której nie ma przesadnej egzaltacji lub bagatelizowania przeżyć bohaterów - czytelnik otrzymuje doskonale wyważoną opowieść, z którą bez problemu może się utożsamiać. Nie oznacza to wcale, że tematy poruszane przez pisarkę należą do łatwych, w zależności od książki, po którą sięgałam jej temat przewodni stawiał mnie przed pewnym problemem - w powieści Ktoś taki jak ty był to między innymi nastoletni bunt i ciąża młodej dziewczyny. W Teraz albo nigdy autorka porusza problem radzenia sobie ze stratą bliskiej osoby i stara się pokazać, że nawet po takiej tragedii trzeba jakoś ruszyć dalej ze swoim życiem. Chociaż nie jest to łatwe, Macy stara się pogodzić się ze stratą ojca najlepiej, jak umie, udając że wszystko jest w porządku - dopiero później uświadomi sobie, że żałobę trzeba przeżyć, nie da się jej uniknąć, bo wtedy ból cały czas będzie jątrzącą się się raną. 

Uwielbiam wszystkie postaci wykreowane przez autorkę, zresztą jak zwykle. Niezmiennie zachwyca mnie talent pisarki do tworzenia bohaterów, którzy chwytają mnie za serce i wyłamują się z typowych schematów. Nie będzie ani słowa przesady, że absolutnie pokochałam Wesa i gorąco kibicowałam jego relacji z Macy, choć nauczona doświadczeniem z innych powieści Dessen, do samego końca nie wiedziałam, czego się spodziewać. Zachowanie matki dziewczyny napawało mnie smutkiem, bo nie zdawała sobie sprawy, że udawanie, że wszystko jest w porządku nie oznacza, że tak właśnie się stanie. Wielką zaletą jest to, że każdy bohater ma swoje unikalne cechy i momentalnie zapadają w pamięć, co przy takiej ilości postaci jest prawdziwą sztuką.

Powieści autorstwa Sarah Dessen to książki, które niezmiennie uwielbiam i Teraz albo nigdy nie jest wyjątkiem. To piękna opowieść o radzeniu sobie ze stratą i odnalezieniu siebie w nowych realiach codzienności. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji do zapoznania się z twórczością autorki to gorąco polecam Wam wszystkie trzy jej powieści, choć szepnę, że osobiście to właśnie ta wskoczyła u mnie na pierwsze miejsce.

Moja ocena: 7/10

Skończyłam czytaćmaj 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać7,1/10
Ilość stron: 384
Okładka: miękka
Data wydania: 18 maja 2016 r.
Wydawnictwo:  HarperCollins Polska
Tłumaczenie: Maria Zawadzka
Cena (z okładki): 34,99 zł 


- Wszystko w porządku?
Za każdym razem, kiedy zadawała mi to pytanie, miałam ochotę odpowiedzieć szczerze.
Tyle rzeczy chciałam jej powiedzieć, na przykład o tym, że tęsknię za tatą, jak często
nadal o nim myślę. Ale przecież wszyscy uważali, że tak dobrze się trzymam: gdybym chciała wyznać, jak to naprawdę wygląda, oznaczałoby to, że poniosłam swego rodzaju porażkę.
Więc tak samo jak w wielu innych przypadkach, nie wykorzystałam szansy.


Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska


#50 Recenzja - Niezrównani



Alyson Nöel kojarzę głównie z cyklu Nieśmiertelni, którego początek wspominam dość dobrze, choć przyznam, że tej sagi nigdy nie dokończyłam. Kusząca okładka nowej powieści autorki przyciągnęła mój wzrok i sprawiła, że byłam bardzo ciekawa, co znajdę w środku.


Hollywood Boulevard najlepiej ogląda się w ciemnych okularach i bez wszelkich nadziei. Jeśli jednak spojrzysz wystarczająco uważnie (i cudem dostaniesz się na listę VIP-ów), zobaczysz oazę najlepszych klubów w mieście - hedonistyczne niebo dla młodych, stylowych 
i bogatych. Ale wchodząc do tego świata musisz pamiętać, że możesz już nigdy się z niego nie wyrwać. Trójka kalifornijskich nastolatków wchodzi do kręgu dla wybrańców – nocnego życia elit Los Angeles. Zostają wciągnięci do gry o wysoką stawkę, którą jest gwiazdka Hollywood Madison Brooks. Ryzykowną zabawę w fascynującym świecie intryg i pieniędzy przerywa 
wstrząsający news – Madison zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach…
Niezrównani to pierwsza część trylogii Beautiful Idols – niezwykłej sagi o rzeczywistości, w której najpiękniejsze sny zmieniają się w najgorsze koszmary.

(Źródło: Wydawnictwo HarperCollins)

Na samym początku dostajemy całe mnóstwo różnorodnych postaci, których losy splatają się ze sobą dzięki pewnemu właścicielowi nocnych klubów. Ira Reedman to bohater intrygujący od pierwszej wzmianki o nim, przy czym nie do końca w pozytywnym sensie, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Za każdym razem, gdy się pojawiał miałam wrażenie, że coś knuje, choć na pierwszy rzut oka nie dotyczyły go żadne z głównych wydarzeń. Zarówno Layla jak i Aster sprawiały wrażenie ambitnych dziewczyn, które będą dążyć do celu po trupach. Polubiłam dziewczyny na początku, a następnie moje uczucia skakały od niechęci do sympatii, aż w końcu nie jestem pewna, gdzie skończyłam z Laylą, jednak jest mi żal Aster. Nie zdradzę Wam dlaczego, ale w ostatecznym rozrachunku w sumie jej współczuję.Tommy wydawał się najsympatyczniejszy z nich wszystkich, ale czułam tam pewien zgrzyt i zastawiało mnie, czy faktycznie tak jest, czy po prostu ukrywa swoją mroczną stronę lepiej niż dziewczyny.

Świat przedstawiony przez autorkę jest wyjątkowo płytki. Domyślam się, że taki właśnie był jej zamysł - przedstawienie Hollywood jako miejsca gdzie króluje próżność i fałsz. Do takiego obrazu właśnie pasują bohaterowie tej książki, a ostatnie zdanie opisu w sumie idealnie oddaje sens fabuły.

Akcja rozkręca się powoli, chociaż z ciekawością śledziłam pomysły i zmagania uczestników konkursu, oczekiwałam jakiegoś BUM, które sprawi, że fabuła nabierze tempa. Mam wrażenie, że autorka zdecydowała się na zbyt wiele zapychaczy, w sumie przez co , po pierwszych stu stronach obawiałam się, że Niezrównani będzie kolejną powieścią o niczym. Chociaż początek był dosyć niemrawy, to okazało się, że momentem, na który czekałam było zniknięcie Madison, bo od tego miejsca nie mogłam się oderwać od powieści. Już wcześniej czytelnik wiedział, że otaczało ją wiele sekretów, co sprawiało, że pomimo barku spektakularnych zwrotów akcji nie mogłam się doczekać, aż je poznam. Zaginięcie aktorki przysporzyło trzem głównym bohaterom wiele problemów i dostarczyło jeszcze więcej tajemnic, które czekają na wyjaśnienie. Jeśli Alyson Nöel utrzyma tempo z ostatnich stu stron to ta seria zdecydowanie będzie warta uwagi. 

Moim zdaniem Niezrównani to dobra książka, która może rozpocząć fantastyczną serię. Mam nadzieję, że autorka będzie się trzymać tego, co sprawiło, że nie mogłam się od niej oderwać przez ostatnie sto stron, a fabuła całkowicie mnie pochłonęła. Myślę, że ta powieść przypadnie Wam do gustu jeśli lubicie klimat Hollywood i powieści młodzieżowe, natomiast mogą się rozczarować osoby szukające w książkach jakiejś głębi. Biorąc pod uwagę całość mnie się podobała i z pewnością sięgnę po kontynuację

Moja ocena: 6+/10

Skończyłam czytać: maj 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 6,38/10
Ilość stron: 335
Okładka: miękka
Data wydania: 18 maja 2016 r.
Wydawnictwo:  HarperCollins Polska
Tłumaczenie: Piotr Grzegorzewski
Cena (z okładki): 34,99 zł  



Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska

#49 Recenzja - Od złej do przeklętej [Premierowo]



Zwierzę, bestia czy cokolwiek to było, stanęło w smudze światła.
To coś poruszało się z osobliwą lekkością.
Unosiło i opuszczało łeb, kołysząc nim w rytm kroków. Zadrżałam.
To coś było pierwotne, dzikie... nieludzkie.

Po zakończonej lekturze książki Złe dziewczyny nie umierają odniosłam wrażenie, że autorka domknęła większość wątków, co sprawiło, że jednocześnie byłam bardzo ciekawa kolejnego tomu, jak i obawiałam się go, ponieważ nie lubię przeciąganych na siłę opowieści. Patrząc na opis, byłam zdziwiona, że Katie Alender nie otwiera na nowo fabuły pierwszego tomu, ale stawia na całkiem inną opowieść.

Poza opisem recenzja NIE zawiera spojlerów z poprzedniej części.

Alexis jest ostatnią dziewczyną, po której można by się spodziewać, że zaprzeda czemuś swoją duszę. Ma wszystko, czego potrzeba do szczęścia – cudownego chłopaka, prawdziwą przyjaciółkę i ukochaną młodszą siostrę Kasey, odzyskaną po opętaniu przez złego ducha.
Kiedy więc Kasey nawiązuje nowe znajomości, angażując się w działania pewnego klubu, Alexis jest przeszczęśliwa. Wydaje się, że przyjaźnie są właśnie tym, czego potrzebuje jej siostra. Członkinie klubu doświadczają jednak zadziwiającej metamorfozy, z nietowarzyskich dziwadeł przeistaczają się z dnia na dzień w przebojowe modniachy. Kto wie, co się za tym kryje? Czyżby Kasey znalazła się znów w niebezpieczeństwie? Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać – Alexis i jej najlepsza przyjaciółka Megan decydują się wstąpić do klubu. Tylko czy to jest na pewno właściwa droga do celu?
(Źródło: Wydawnictwo Feeria Young)

Pierwsze, co pochwaliłam w Złych dziewczynach to klimat, w jakim była utrzymana powieść - przesycony niepokojem, paranoją, tajemnicami... czyli dokładnie taki, który pasował do fabuły. Czuć go również w tej książce, choć w mniejszym stopniu. Autorka nadal karmi czytelnika strzępkami informacji, wywołuje ciarki i prowadzi akcję tak, że nie sposób się oderwać od tej powieści. Mam wrażenie, że spora część fabuły skupiła się na wątkach osobowych, głównie na Kacey i jej rodzinie oraz relacjach Alexis i Cartera, przez co wiele ze wspominanego przeze mnie wcześniej klimatu gdzieś uleciało. Jednak nie zrozumcie mnie źle - to nie jest wada, ponieważ byłabym zła, gdyby autorka na siłę starała się przestraszyć czytelnika w zupełnie nieodpowiednich momentach. Zamiast tego dostałam mieszankę tego, co poprzednio zrobiło na mnie wrażenie z czymś całkiem nowym, dzięki czemu pojawienie się kolejnego tomu ma całkowity sens i sprawiło, że wręcz nie mogę się doczekać kontynuacji. O tyle, o ile sporo osób kwestionowało, czy Od zlej do przeklętej będzie warte wydania, to po zakończeniu tej powieści nie mam najmniejszych wątpliwości, że Katie Alender ma jeszcze sporo do pokazania czytelnikowi i pozostawiła wiele niedopowiedzianych wątków.

Nadal uwielbiam Alexis, choć jej zachowanie niejednokrotnie mnie irytowało, bo mimo że nadal troszczyła się Kasey, to momentami odniosłam wrażenie, że bardziej martwi się o to, co pomyślą znajomi. To średnio pasowało do obrazu z pierwszej części, ale później pomyślałam, że to raczej naturalne zachowania i dodały jej postaci realizmu. Natomiast dodatkowo gdzieś zgubił się jej sarkastyczny, buntowniczy styl, którego miejscami naprawdę mi brakowało, ponieważ właśnie dzięki tym cechom podbiła moje serce. Nie tylko ona się zmieniła. Wszyscy bohaterowie wydają się bardziej realni niż w pierwszym tomie i każdy z nich na swój sposób rozwija się wraz z akcją powieści, tworząc coraz bardziej realnych ludzi, o których czyta się z niemalejącą przyjemnością. Wątek pomiędzy Lexi i Carterem nadal jest bardzo skromny, wręcz nieśmiały i, chociaż z przyjemnością oglądałam ich razem, to trzeba zwrócić autorce honor za to, że nie stara zamienić się swojej serii w romans.

Choć drugi tom serii jest utrzymany w innym klimacie niż pierwsza część, moim zdaniem przypadnie do gustu każdemu fanowi książki Złe dziewczyny nie umierają. Nie przesadzam mówiąc, że pochłonęłam Od złej do przeklętej w ciągu jednego wieczora - autorka momentalnie wciąga czytelnika w swój świat i nie chce go wypuścić. Jeżeli lubicie książki z dreszczykiem serdecznie polecam, bo Od złej do przeklętej to solidny kawałek młodzieżowej powieści.

Moja ocena: 8/10

Skończyłam czytać: maj 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać7,57/10
Ilość stron453
Okładkamiękka
Data wydania18 maja 2016 r.
WydawnictwoFeeria Young
TłumaczenieJakub Steczko
Cena (z okładki)39,90 zł

- Sądzę, że jak na jeden dzień to wystarczy.
Serce zatrzepotało mi w piersi, kiedy odwzajemniłam jej spojrzenie.
- Szkoda - powiedziałam.
Ale to było kłamstwo. Ponieważ coś w moim wnętrzu było zadowolone.




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Feeria Young




Książka przeczytana w ramach wyzwania:


Książkę możecie nabyć między innymi na empik.com

#48 Recenzja - Before. Chroń mnie przed tym, czego pragnę



Jej wiara w niego sprawiła, że chciał być dla niej dobry.
Chciał udowodnić, że ona ma rację, a wszyscy inni się mylą.
Sprawiła, że poczuł ten rodzaj nadziei, której nie czuł nigdy wcześniej.
Nie wiedział nawet, że istnieje.

Pamiętacie moje recenzje serii After (jeśli nie to na pewno będą gdzieś podlinkowane na dole ;) )? Nigdy nie nazwałam książek Anny Todd świetną literaturą, ale zdecydowanie nie można im odmówić jednego - emocji. Ponieważ bardzo lubię tą serię, nie mogłam się powstrzymać od pokusy sięgnięcia po jej uzupełnienie.

Życie Hardina można podzielić na to, co zdarzyło się przed poznaniem Tessy, i na to, co zdarzyło się później. Wcześniej Hardin nie miał nic do stracenia.
Tylko gniew pobudzał go do działania. Nikt nie nauczył go, co to znaczy kochać. Hardin zawsze był sam. Imiona kolejnych dziewczyn zlewały mu się w jedno. Pragnął ich dotyku, ale od uczuć trzymał się z daleka. Dzięki temu życie było proste.
Tessa miała być kolejną łatwą zdobyczą. Całkiem nieźle się bawił… Dopóki szarość jej oczu nie zaczęła prześladować go w snach, a kształt ust doprowadzać do szału. Tak dobrze sobie radził, zanim popełnił błąd i pozwolił jej stać się całym światem! Obiecał sobie, że zrobi wszystko, by było tak jak dawniej.
Myślisz, że znasz wszystkie tajemnice Hardina? Ta książka to więcej, niż ci się wydaje!
(Źródło: znak.com.pl)

Pierwszy poważny błąd jest w reklamie tej książki - to nie jest pierwsza część After z punktu widzenia Hardina. Before jest dokładnie tym, co napisałam we wstępie - uzupełnieniem, dodatkiem, którego nie można czytać bez znajomości serii. Po pierwsze dlatego, że bez tego nie sposób nakreślić sobie pełnego portretu postaci o których czytamy - jak można ocenić kogoś na podstawie strzępek informacji, nie znając ich pełnej historii i motywów. Po drugie Before ma pełno spojlerów - w tej niepozornie krótkiej książeczce (w porównaniu do After) znajdziecie wszystko, co wywoływało u mnie szok i niedowierzanie, zdradza również zakończenie, którego ja nie byłam stuprocentowo pewna. Krótko mówiąc pozbawi Was efektów WOW, które sprawiły, że ta seria tak mi się podobała.

Obawiałam się, że Before będzie tylko odcinaniem kuponów od popularności, którą zdobyła seria Anny Todd. Poza pierwszą częścią narracja w After trafiała na zmianę do Tess i Hardina, więc jedyne, co autorka mogła dowiedzieć to fakty bazujące na czasach zanim chłopak przyjechał do Stanów. Nie mogłam sobie wyobrazić, że Anna Todd ma coś jeszcze do powiedzenia o początkach związku głównych bohaterów. Niestety muszę przyznać, że w większości miałam rację - dowiedziałam się parę nowych drobiazgów, jednak nic takiego, co sprawiło, że moja szczęka opadła. Na szczęście Before jest podzielone na "przed", "w trakcie" i "po". O ile druga część książki nie zrobiła na mnie wrażenia, to pozostałe ogromnie przypadły mi do gustu. Fragment "przed" opowiada fragmenty historii Molly, Steph, Melissy oraz Natalie, natomiast "po" daje czytelnikowi większy wgląd w dalsze losy bohaterów, niż pozwalała na to ostatnia część After. Te opowiadania, choć króciutkie dały mi poczucie, że zakup tej powieści to nie były pieniądze wyrzucone w błoto.

Tak naprawdę nie mam do dodania nic więcej ponad to, co napisałam w recenzjach After. Mogę tylko powiedzieć, że choć podobało mi się ponowne spotkanie z bohaterami, to ni jestem pewna, czy mogę z czystym sumieniem polecić Wam Before. Jeżeli podobnie jak ja nie macie zbyt wysokich oczekiwań odnoście tej książki i pragniecie raz jeszcze spotkać się z bohaterami After, to myślę, że Before przypadnie Wam do gustu.

Moja ocena: 6/10


Skończyłam czytać : maj 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać : 7,19/10
Ilość stron : 382
Data wydania : 30 marca 2016 r.
Okładka : miękka
Wydawnictwo : OMG books
Tłumaczenie : Krzysztof Skonieczny
Cena (z okładki) : 39,90 zł


Była moim spokojem, moim ogniem, moim oddechem,
moim bólem i nieważne jak dużo przeszliśmy,
każda sekunda była warta życia, które mamy.

#47 Recenzja - Amber (Book Tour)


Żal: za jego pomocą świat czyni z nas niewolników swojej brutalności.
Zawsze obecny w naszym życiu, niczym rozpylony w powietrzu toksyczny gaz,
jest ostatnim z czuwających przy naszym łożu śmierci.

Na samym początku nie miałam najmniejszej ochoty na najnowszą książkę od Gail McHugh, głównie dlatego, że choć Collide dość mi się podobało, to miałam sporo zastrzeżeń odnośnie tej powieści. Później jednak wpadło mi w oko wiele dobrych opinii o Amber, a na blogu Literacki Świat Cyrysi pojawiła się informacja o Book Tour'rze i stwierdziłam, że to idealna okazja, aby się z nią zapoznać.

Życie Amber Moretti zmienia się nie do poznania. Osierocona outsiderka, która przez całe życie zmagała się z koszmarami dzieciństwa, pragnie za wszelką cenę rozpocząć nowe życie jako studentka. Kiedy pojawia się na uniwersytecie po raz pierwszy, spotyka dwóch mężczyzn, najlepszych przyjaciół, którzy wnoszą do jej mrocznej egzystencji kolor, świeży powiew powietrza i światło.
(Źródło: Wydawnictwo Akurat)

Zanim zaczęłam czytać Amber raz jeszcze spojrzałam na opis i zaczęłam się zastanawiać dlaczego dobrowolnie pakuję się w historię o trójkącie miłosnym. Jedne z nich są lepsze, inne gorsze, ale mają jedną wspólną cechę - rzadko są pozytywnym aspektem fabuły i najczęściej spotykają się z szeroką gamą krytyki. Ten motyw miał w powieści swoje wzloty i upadki, jednak istnieje jeden niewątpliwy plus - przez całą powieść nie ma pewności, kogo wybierze bohaterka, a to nadaje smaczku tej opowieści i sprawia, że czytelnik z niecierpliwością odwraca kolejne strony pragnąc się tego dowiedzieć. 

Pierwsze, co zdecydowanie urzeka w Amber to prolog. Intrygujący, tajemniczy, przepełniony emocjami... Po takim wstępie chce się zwinąć w ulubionym fotelu z kieliszkiem wina i powiedzieć światu 'Wstrzymaj się, właśnie zaczynam fantastyczną książkę i nic nie powstrzyma mnie od czytania'. Ta pierwsza kartka była tak dobra, że z przyjemnością przytoczyłabym Wam ją w całości, ponieważ zapowiadała interesujący romans z całą gamą emocji.

Co przeszkadzało mi w powieści Gail McHugh? Moim zdaniem uczucie pomiędzy główną bohaterką i Brockiem rozwijało się zdecydowanie zbyt szybko. Z jednej strony dziewczyna twierdzi, że nie chcę się przed nim otworzyć, a zaraz zmienia zdanie i mówi mu wszystko. W sumie to dotyczy również chłopaka. To sprawiło, że przez znaczącą część powieści byłam Team Ryder, ponieważ mogłam zrozumieć chemię pomiędzy nim, a Amber i ten wątek rozwijał się znacznie bardziej realistycznie (w porównaniu do pierwszego). Niestety nie zmienił się również język, jakim posługuje się autorka i moje zastrzeżenia do niego, wytknięte przy recenzji Collide nadal są aktualne.

Nie pokuszę się żeby nazwać Amber kawałkiem dobrej literatury, ale jest w tej powieści coś, co sprawiło, że w sumie mi się podobała i przede wszystkim zaintrygowała mnie. Mimo słusznych rozmiarów pochłonęłam ją w jeden wieczór i nie mogłam zasnąć (uwierzcie, że próbowałam) dopóki nie dowiedziałam się jak się skończy. A najgorsze jest... Że zakończenie sprawia, że głęboko pożałowałam, iż nie poczekałam z przeczytaniem tej książki, aż nie pojawił się kolejny tom, ponieważ właśnie byłabym w drodze do księgarni. 

Jednego Amber nie można odmówić - powieść Gail McHugh jest wręcz naszpikowana emocjami, co sprawia, że czytelnik nie może się od niej oderwać. Nic nie jest oczywiste, autorka serwuje całe mnóstwo zwrotów akcji, sprawiając, że pod koniec niczego nie można brać za pewnik. Myślę, że ta powieść przypadnie do gustu każdemu fanowi gatunku, o ile będzie w stanie przełknąć to, że bazą fabuły jest ten nieszczęsny, miłosny trójkąt ;).

Moja ocena: 7/10

Skończyłam czytać: maj 2016 r.
Ocena z Lubimy Czytać: 6,81
Ilość stron: 590
Okładka: miękka
Data wydania: 3 lutego 2016 r.
Wydawnictwo: Akurat
Tłumaczenie: Joanna Grabarek
Cena (z okładki): 39,90 zł


[...] miłość nas zmienia. Zmienia wszystko, w co wierzymy. Miłość jest czyta,
a jednocześnie samolubna. Potrafi sprawić, że pragniemy rzeczy,
których nie powinniśmy pragnąć. Że nienawidzimy osoby, jaką się stajemy.
Miłość jest szczodra i chciwa, niezdecydowana i zaborcza, mściwa i magiczna zarazem.
Sprawia, że przeskakujemy z jednej urojonej emocji w drugą, trzymając nas jednocześnie
w nikczemnej sieci euforii, uplecionej z najpiękniejszych kłamstw i najstraszniejszych prawd.


Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Cyrysi, organizatorce Book Tour'u i autorce bloga Literacki Świat Cyrysi (regulamin akcji)

Stosik #10 i podsumowanie kwietnia



Kwiecień był dziwnym miesiącem i w dodatku wyjątkowo nieregularnym, zarówno w moim życiu prywatnym, jak i blogowym. Na samym początku wszystko szło świetnie i miałam mnóstwo czasu, natomiast w drugiej połowie przedniego miesiąca na nic nie starczało mi dnia, co z resztą było widać po aktywności na blogu.

Stosik #10 
W kwietniu wypadły moje urodziny, także dostałam same cuda <3. W sumie do mojej biblioteczki trafiło aż 9 nowych pozycji i powiem Wam szczerze, że sama jestem w szoku, ponieważ dopóki nie zaczęłam pisać tego posta, nawet nie wiedziałam, że aż tyle się ich pojawiło ;)

  • Anna Todd Before. Chroń mnie przed tym czego pragnę - część z Was może pamięta moje recenzje książek z serii After i dobrze wie, że choć nie uważam książek pani Todd za wybitne, to jest w nich coś takiego, że i tak bardzo je polubiłam, dlatego nie mogłam odmówić sobie przyjemności sięgnięcia po Before ;). Przyczyniła się też do tego promocja na znak.com...
  • Harper Lee Zabić drozda - ze wstydem przyznaję, że jeszcze nie miałam tej książki w rękach, ale czaiłam się na nią od premiery Idź, postaw wartownika
  • Mia Sheridan Bez słów - nasłuchałam się tyle dobrego o tej książce, że momentalnie chciałam ją mieć u siebie na półce, mam szczerą nadzieję, że będzie tak dobra, jak wszyscy twierdzą ;)
  • Brittainy C. Cherry Art&Soul - prezent urodzinowy, pokochałam autorkę za Kochając Pana Danielsa i jeżeli ta powieść będzie choć w połowie tak dobra, to na pewno mi się spodoba.
  • Soman Chainani Akademia Dobra i Zła. Świat bez książąt - po fantastycznej pierwszej części nie mogłam się doczekać dalszych losów Sofii i Agaty, dlatego ten prezent cieszy tym bardziej
  • Brandon Sanderson Bohater wieków - trzeci tom cyklu Ostanie Imperium, którą podbiła szturmem moje serce, bo - bądźmy szczerzy - to Sanderson. Moi przyjaciele naprawdę mnie kochają <3
  • Suzanne Yong Remedium - tom 0 serii Program, którą uważam za jedną z najlepszych dystopii, jakie przeczytałam w zeszłym roku, egzemplarz do recenzji od Wydawnictwa Feeria Young
  • Kristy Mosley Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno - powieść o wyjątkowo kuszącym opisie, egzemplarz od Wydawnictwa HarperCollins
  • Caren Lissner Druga runda - j;w.

Podsumowanie 

W poprzednim miesiącu przeczytałam całe mnóstwo książek. Mimo że niektóre z nich po raz kolejny to i tak pokażę Wam wszystkie ;). W sumie jest ich 16, razem 6240 stron, statystycznie 208 dziennie :D
Najlepsza książka
Hmmm... Chyba Akademia Dobra i Zła, bo uwielbiam klimat, w jakim rozgrywa się akcja.

Najgorsza książka
Niestety, ale jest to Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno, a wyjaśnienie dlaczego na pewno znajdziecie w recenzji.

Blogowo:
Liczba wyświetleń: 5 898 (+ 2896)
Obserwatorzy: 267 (+53)
Dodane posty: 6
Facebook: 201 (+ 31)

#46 Recenzja - Druga runda



Ktoś powinien wymyślić pigułkę, po której przestajesz kochać ludzi,
których nie możesz mieć, a zaczynasz interesować się tymi dostępnymi.

Kiedy zobaczyłam zapowiedź Drugiej rundy pomyślałam, że będzie to idealna odskocznia - książka, która nie będzie mnie absorbować, ale zapewni rozrywkę. Po samym opisie zdecydowanie nie spodziewałam się książki poruszającej tak trudny temat, więc kiedy okazało się, że Gert cierpi po stracie ukochanego, byłam lekko zdziwiona i z zapałem zabrałam się za czytanie.

Czy ta kiecka nie jest za krótka? A może właśnie za długa? Mam dać się zaprosić na drinka po kolacji? A może ja powinnam zaprosić go do siebie? Całować się na pierwszej randce? Jak szybko uciec, jeśli okaże się, że jest nudziarzem albo świrem? Albo, co gorsza, jeszcze mieszka z matką?
To chyba jakaś kpina. Naprawdę, czy ja, wykształcona kobieta koło trzydziestki, muszę znowu bawić się w te bzdury?
Gert przed trzydziestką niespodziewanie dołączyła do grona singielek. Po kilku latach szczęśliwego związku powrót na rynek matrymonialny wydaje się jej koszmarem, a randkowanie – żenującą grą. Czy wśród milionów nowojorskich mężczyzn znajdzie się jej drugi „ten jedyny”? Druga runda – start!
(Źródło: Wydawnictwo HarperCollins)

Naprawdę lubię powieści obyczajowe i z jakiegoś powodu czuję potrzebę podkreślenia tego faktu, zanim w ogóle zacznę tą recenzję. Dlaczego? Druga runda to taka opowieść o... niczym. Caren Lissner podjęła się trudnej tematyki chcąc pokazać, jak poradzić sobie nie tyle, co ze utratą bliskiej osoby, ale z ponownym rozpoczęciem życia. Gert straciła swojego męża w wypadku samochodowym prawie półtora roku wcześniej i czysto teoretycznie pogodziła się z jego śmiercią, jednak wciąż nie czuje się gotowa na randkowanie. Z tego, co słyszy od przyjaciółek bycie singlem w Nowym Jorku to ogromna udręka, a w całym mieście nie został ani jednej porządny facet.

Książka Caren Lissner sprawiła że ziewałam, do prawie jednej trzeciej objętości. Absolutnie nic nie zwiastowało przyspieszenia akcji - lub jakiejkolwiek akcji szczerze powiedziawszy. Choć rozumiem zamysł autorki w pokazaniu żałoby i przyjaźni to przez 80 stron pojawia się niewiele dialogów a te które są wcale nie dodają książce smaczku, pazura, humoru -jak zwał tak zwal - nie pojawiło się nic, co skłaniało mnie do dalszego czytania. To tak jakby autorka nie mogła się zdecydować, czy woli ze swojej książki zrobić dramat czy komedię. Z jednej strony wyśmiewa zasady randkowania, ale z drugiej historia cały czas wraca do Gert, a przez to do śmierci Marka. Później było troszeczkę lepiej- być może przywykłam do myśli, że jako taka akcja nie istnieje w tej powieści i po prostu byłam zaintrygowana, jak potoczą się losy Gert. 

Muszę się czepić postaci - o tyle o ile główna bohaterka tylko miejscowo wzbudzała we mnie irytację to jej przyjaciółki były nieznośne. Przysięgam, że jak na kobiety przed trzydziestką miały mentalność zgorzkniałych, napalonych nastolatek, a jedyne, co pojawia się w ich rozmowach to faceci. Mniej więcej w 2/3 książki jedna z nich wyjaśnia Gert, dlatego tak jest, jednak w moim odczuciu to nie zatarło przykrego wrażenia z początków powieści, a Erika i Hallie wydają się po prostu płytkie i zapatrzone w siebie. Choć styl autorki jest wyjątkowo prosty i w większości dość przystępny, to momentami miałam wrażenie, że jest niesamowicie sztuczny. Trochę, jak u aktora, który tak bardzo stara się wypaść przekonywająco, że w efekcie jego ruchy są sztywne, a wygłaszane kwestie zalatują fałszem. W książce Caren Lissner widać to zwłaszcza w niektórych dialogach.

Druga runda choć dobrze się zapowiadała, nie specjalnie przypadła mi do gustu. Zabrakło mi w niej troszeczkę więcej emocji lub humoru - być może jednego i drugiego. Przez to w ciągu całej powieści, choć czytałam o losach głównej bohaterki, jakoś nie mogłam wykrzesać z siebie zainteresowania, co dalej wydarzy się w jej życiu. Moim zdaniem Druga runda ma szansę przypaść do gustu tym fanom literatury obyczajowej, którzy sięgną po nią w długie, leniwe popołudnia.

Moja ocena: 5/10

Skończyłam czytać: maj 2016 r.
Ocena z Lubimy czytać: 7,14/10
Ilość stron: 351
Okładka: miękka
Data wydania: 16 kwietnia 2016 r.
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Tłumaczenie: Anna Jęczmyk
Cena (z okładki): 36,99 zł


-Mam dwadzieścia dziewięć lat- powiedziała Erika.
- To wręcz niezdrowo być tak długo bez mężczyzny. 
Moje ciało potrzebuje dotyku przedstawiciela płci przeciwnej.
-To zrób sobie leczenie kanałowe.




Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Wydawnictwu HarperCollins Polska



Drogi Czytelniku,
Bardzo miło gościć Cię w moich skromnych progach. Jeśli podobało Ci się tutaj lub masz jakieś zastrzeżenia czy uwagi, daj mi o tym znać. Mam nadzieję, że zostaniesz ze mną na dłużej :).
Całusy
Ola

PS. Jeśli sam prowadzisz bloga, zostaw link, łatwiej będzie mi Cię odwiedzić, jednak poza nim, chyba wypadałoby napisać coś więcej? ;)
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka